poniedziałek, 23 grudnia 2013

Nieoczekiwana szczerość

 Leżała na brzegu łóżka, otulona jedynie satynową pościelą. Miała odkryte plecy, które delikatnie muskał palcami tworząc kółka. Podwinęła wyżej pościel i odwróciła się do niego. Spojrzała na jego malinowe usta, obrysowała ich kontur i spojrzała w jego oczy, w których za każdym razem tonęła.
- Nie powinniśmy tego robić – mruknęła.
Nie odpowiedział. 
- To jest złe…
- Dlaczego mnie nie powstrzymałaś? – spytał w końcu ochrypłym głosem.
Uśmiechnęła się delikatnie, ale po chwili spochmurniała.
- Bo nie mogę przestać o tobie myśleć – przyznała cicho. – I jeżeli to jest jedyne wyjście, żeby z tobą być to chcę z tego skorzystać. Chociaż na chwilę – westchnęła. – Ale wyrzuty sumienia są coraz większe i nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam.
- Wiesz co do ciebie czuję…
- Wiem – przerwała mu lekko. – Ale to jest złe – spojrzała mu poważnie w oczy.
Zbliżył się do niej i delikatnie musnął jej wargi. Dziewczyna się nie odsunęła. Odwzajemniła pocałunek i zbliżyła się do niego jeszcze bardziej.
- Harry! – głos Mayi rozniósł się po całym domu.
Tess i Zayn oderwali się od siebie jak poparzeni. Spojrzeli na siebie i zaczęli nasłuchiwać.
- I tak cię znajdę! – krzyknęła rozzłoszczona Maya.
Zbliżała się do pokoju, w którym znajdowała się para.
- Do szafy – Tess rozkazała szeptem.
Chłopak bez słowa owinął nagie ciało pościelą i wszedł do szafy. Po chwili do pokoju weszła Maya. Wkurzona i cała ubrudzona błotem.
- Wiesz gdzie jest Harry? – spytała rozzłoszczona.
- Nie. Dopiero wstałam – odparła rudowłosa, udając zmęczenie.
Opatuliła się szczelnie drugą częścią pościeli i modliła się w duchu, żeby Maya nie zauważyła przytrzaśniętego drzwiczkami szafy satynowego materiału.
- Niech ja go dorwę, a pożałuje, że mnie poznał – warknęła i wyszła trzaskając za sobą drzwi.
Tess odetchnęła i przyglądała się jak Zayn wychodzi z ukrycia. Rzucił pościel na łóżko, a następnie się ubrał. Podszedł do dziewczyny i chciał ją pocałować, lecz ta się odsunęła.
- Powinieneś już iść – szepnęła smutno.
Chłopak przyjrzał jej się ostatni raz i wyszedł, wcześniej sprawdzając czy na korytarzu nikogo niema.

- Harry! – Maya krzyknęła na całe gardło.
Nie mogąc go znaleźć, skierowała się do łazienki. Rozebrała się i zaczęła zmywać z siebie całe błoto.
- Wojny mu się zachciało – mruknęła niezadowolona. – Ja mu dam wojnę.
Wyszła spod prysznica i otuliła się śnieżnobiałym ręcznikiem. Ubrania wrzuciła do pralki i poszła do pokoju. Zamknęła zza sobą drzwi i kiedy miała ściągać ręcznik usłyszała głos Harrego.
- Jednak bez błota wyglądasz lepiej – zaśmiał się. – Ale ręcznika też mogłabyś się pozbyć.
Dziewczyna momentalnie się odwróciła i zakryła się jeszcze bardziej.
Na jej twarzy zagościła złość, ale po chwili się uspokoiła. Uśmiechnęła się delikatnie i podeszła bliżej do chłopaka. Bliżej niż by się spodziewał.
- Szukałam cię – powiedziała zadziornie.
- I znalazłaś.
Uniosła rękę i pogładziła jego włosy, obrysowała kontur twarzy i dojechała do ust.
Harry zdziwił się jej zachowaniem. Myślał, że dziewczyna rzuci się na niego z pięściami, za to, że wpakował ją w niezłe bagno. Dosłownie. Sam nadal był cały ufajdany. Miał lekko sklejone włosy, które sterczały na wszystkie strony świata.  Ale nadal wyglądał zabójczo. Uśmiechnął się szelmowsko i złapał Mayę w talii przybliżając ją jeszcze bliżej. Nie protestowała, co go jeszcze bardziej ucieszyło. Zjechał dłonią niżej, lecz go powstrzymała. Zbliżył usta do jej, lecz ta złapała go za włosy i odciągnęła jego głowę do tyłu.
- Nie dla psa kiełbasa – mruknęła zadowolona i się od niego odsunęła o kilka kroków.
Chłopak się rozczarował, choć nie dawał po sobie tego poznać. Nie tego oczekiwał.
Maya zgarnęła swoje ciuchy z łóżka i poszła do łazienki. Przebrała się szybko i zbiegła na dół, do salonu. Na środku pomieszczenia stała duża, brązowa kanapa skierowana w stronę przeszklonej ściany, za którą widać było staw na tyłach i rozpościerający się las. Obok stał stolik. Na ziemi rozciągał się perski dywan, a w całym salonie były regały z książkami, nie pomijając kominka wyłożonego czerwoną cegłą na prawo od wejścia.
- Pani Glendo – zaczęła niepewnie. – Możemy chwilkę porozmawiać? – spytała siadając koło gospodyni.
Kobieta była staruszką z siwymi włosami obciętymi na boba. Włosy delikatnie okalały jej drobną i pokrytą zmarszczkami twarz. Zielone oczy wpatrywały się w Mayę.
- Słucham słonko – odparła przyjaźnie.
- Chciałabym jutro zwiedzić okolicę i trochę odpocząć, wyciszyć się  – zaczęła. – Porozmawiam z Conorem i powinien przejąć moje jutrzejsze obowiązki. Bardzo mi na tym zależy.
Pani Lightwood spojrzała na nią uśmiechnięta.
- Oczywiście, że możesz – oznajmiła. – Conor z pewnością się zgodzi.

Następnego dnia Maya obudziła się z zakwasami. I to wielkimi.  Owszem, wczoraj też je miała, ale w porównaniu z dzisiejszymi to był pikuś. Pan pikuś. Z trudem wstała z łóżka, ale prawdziwy ból się zaczął kiedy zaczęła schodzić po schodach. Zaczęła się śmiać, gdy staczała się po jednym schodku.
- Co ci jest?
Tess stała na górze i przyglądała się Mayi z uwagą.
- Wszystko mnie boli. Mam zakwasy – powiedziała nadal się śmiejąc.
- A co w tym śmiesznego?
- Ten ból! I bezradność – stanęła na chwilę. – Ten ból jest strasznie śmieszny!
Kiedy w końcu znalazła się na dole i kiedy z wielkim trudem nałożyła buty – co trwało pół godziny – wyszła na dwór. Rześkie powietrze rozwiało jej kasztanowe włosy. Odetchnęła głęboko i poszła nad staw. Usiadła na skraju pomostu i wyciągnęła telefon. Wybrała numer ojca i zadzwoniła. Po pięciu sygnałach odebrał.
- Maya? – usłyszała pijany głos ojca po drugiej stronie słuchawki.
- Piłeś – osądziła.
- Ja? Córeczko, przecież w-wiesz, że ja nie pi-piję – odparł chrapliwie.
- Obiecałeś, że nie będziesz do tego wracał – zarzuciła, a do jej oczu napłynęły łzy.
Położyła się na pomoście i z telefonem przy uchu zakryła oczy przedramieniem.
- Córeczko… – zaskomlał.
- Zadzwonię kiedy indziej – mruknęła i się rozłączyła nie czekając na tłumaczenia ze strony ojca.
Odłożyła telefon.
Wpatrywała się w niebo, a po jej policzkach płynęły łzy.
- Maya? – cichy głos Conora uniósł się nad wodą. – Płaczesz?
Nie odpowiedziała. Dalej patrzyła w górę i miała nadzieję, że sobie pójdziesz. Ale nie zrobił tego. Położył się obok niej.
- Jak to jest z obietnicami? – spytała po dłuższej chwili ciszy. Conor odwrócił głowę i napotkała jego błękitne tęczówki.
- Maya…
– Czemu ludzie ich nie dotrzymują? – zaczęła szlochać. –  Po co w ogóle coś obiecują, choć i tak wiedzą, że tej obietnicy nie dotrzymają? I czemu ranią innych? Umyślnie! Czemu nie liczą się z uczuciami innych?! Czemu?!
Conor przyciągnął ją do siebie i oplótł ramionami. Maya zaczęła się wierzgać. Płakała i biła go po ramionach i klatce piersiowej. Po dłuższej chwili odpuściła. Łkała cichutko w jego ramionach, a on głaskał ją po włosach.
- Chcesz może porozmawiać? – spytał delikatnie.
Maya odsunęła się nieco od niego i spojrzała na niego spod opuchniętych oczu.
- Mój ojciec zaczął pić – mruknęła. – Od roku nie pił, obiecał, że do tego nie wróci, a jednak to zrobił – dodała nieco rozzłoszczona.
- U mnie rodzice byli uzależnieni od narkotyków.
Dziewczyna spojrzała jeszcze raz na chłopaka. Nie chciała zwierzeń. Nie chciała się przywiązywać do drugiej osoby. Nie tym razem.
- Przejdę się – powiedziała i zaczęła wstawać.
- Może…
- Sama – dodała nim skończył zdanie.
Zawiedziony wstał.
Maya ruszyła w stronę lasu, chciała się gdzieś schować. Conor natomiast ruszył w stronę chlewu, gdzie miał nadzieję spotkać Harrego. Nie mylił się. Styles akurat karmił zwierzęta.
- Harry, musimy porozmawiać – powiedział idąc w stronę chłopaka.
- Mów – odparł nie odwracając się do Conora.
- Zostaw Mayę w spokoju – warknął.
- Rozmawialiśmy już o tym i dobrze wiesz, że sobie nie odpuszczę – powiedział spokojnie.
- Ona przeszła więcej niż nam się wydaje.
- Nie ona jedna – odburknął i się do niego odwrócił.
- Harry….
- Skoro chcesz być takim pogromcom zła, to czemu jej nie powiesz, że to z tobą się założyłem , hę? – warknął zły. – I ostrzegam. Nie zbliżaj się do niej. Wiesz do czego jestem zdolny, więc sobie odpuść.
- Czemu akurat ją musisz nękać? – Conor nie dawał za wygraną. – Ona nie jest taka jak inne! Jest szczera i dobra… i  wrażliwa! A ty? W tobie nie ma krzty szczerości!
- No proszę, proszę, czyżby nasz mały Conor się zakochał? – zaśmiał się Styles – Ja nie jestem szczery? To się jeszcze okaże – dodał wkurzony i wcisnął Conorowi wiadro z jedzeniem dla zwierząt. 

Maya leżała w cieniu wielkiego dębu, spoglądając na strumyczek nieopodal. Była w tym samym miejscu, gdzie przyprowadził ją Conor. Nie wiedział dlaczego akurat tutaj przyszła. Może dlatego, że nie znała innego miejsca wartego uwagi.
Wyciszyła się. Wyrównała oddech i wsłuchiwał się w odgłosy natury. Nagle ciszę przerwał odgłos kroków zmierzając w jej stronę. Podniosła się na łokciu i zobaczyła Harrego. Było po nim widać złość i zdeterminowanie. Maya gwałtownie wstała, nie wiedząc zbytnio jak ma się zachować. Ma zostać czy uciekać?
- Harry, co ty tu…
- Kiedy miałem może jakieś pięć lat moja matka mnie porzuciła. Przez dziesięć lat skakałem pomiędzy domem dziecka a rodzinami zastępczymi, którym po pewnym czasie się odechciewało opiekować niewychowanym bachorem. Byłem katowany przez mojego zastępczego ojca i pewnie nadal by mnie bił, gdybym nie uciekł. Wplątałem się w kradzieże, bójki i wyścigi, a moja dziewczyna, którą kochałem zdradziła mnie z najlepszym kumplem. I jeszcze śmiali mi się w twarz! Potem trafiłem do Margaret. – Jego głos drżał.
- Dlaczego mi to mówisz? – spytała spuszczając głowę.
Nie chciała patrzeć w jego oczy, które teraz były pełne bólu.
- Chciałaś szczerości, to ją masz.
- Harry, ja…
Nie wiedziała co ma powiedzieć. Nie oczekiwała takich zwierzeń z jego strony, nawet nie myślała, że Harry jest zdolny do szczerości. A kiedy teraz jej to wszystko powiedział, poczuła żal i smutek. Nikt nie powinien przeżywać takich rzeczy. Nie wiedziała co Harry czuł przez ten cały czas, ale doskonale wiedziała jak to jest kiedy rodzona matka od ciebie odchodzi.
W końcu odważyła się na niego spojrzeć. Jego klatka piersiowa unosiła się niespokojnie, a jego twarz wyglądała jakby nad czymś uporczywie myślał.
W pewnym momencie podszedł do niej tak blisko, że ich usta prawie się stykały. Ale jej nie pocałował. Czekał na reakcję, czekał aż go odepchnie.
Maya patrzyła w jego oczy zaskoczona. Nie była w stanie nic powiedzieć, nie była w stanie się odsunąć. Harry niepewnie zbliżył się jeszcze bliżej i delikatnie ją pocałował. Przez ciało dziewczyny przeszedł przyjemny dreszcz, co bardzo ją zdziwiło i zaniepokoiło. Odwzajemniła pocałunek i zarzuciła ręce na ramiona Harrego. Ten oplótł ją w tali i bardziej ją przyciągnął. Pocałunek stał się bardziej agresywniejszy. Obydwoje walczyli o dominację.
W końcu Maya się od niego oderwała zakrywając dłonią usta i patrząc na Harrego przestraszona. Skarciła siebie w duchu, że do tego doprowadziła i że co gorsza – podobało jej się. I pragnęła więcej.
Bez żadnego słowa ruszyła biegiem do domu, zostawiając równie oszołomionego chłopaka pod dębem.

***

Na wstępnie chciałam Was z całego serducha przeprosić za opóźnienia. Aż dwa tygodnie! Przepraszam. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. Miałam dużo do roboty w szkole, wyskoczyło mi sporo zajęć dodatkowych i jeszcze doszły przygotowania świąteczne. Ale teraz będzie lepiej. Sporo mi odeszło i będę miała więcej wolnego czasu. I od teraz postaram się, żeby rozdziały były regularnie….. A co do rozdziału? Jak Wam się podoba? Muszę przyznać, że mi się podoba, a teraz czekam na Waszą opinię.
Także chciałabym wszystkim życzyć radosnych, pogodnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia. Aby wszystko się ułożyło, wszystkie problemy i kłótnie poszły w zapomnienie. Ciekawych prezentów i śniegu. Choć nie wiem czy będzie śnieg, ale trzymam kciuki! Dużo zdrowia, pomyślności, wiele radości! Spełnienia najskrytszych marzeń i żeby wszystko Wam się udało. Oraz udanego sylwestra i lepszego nowego roku! Wesołych świąt.



niedziela, 8 grudnia 2013

Wyznania

Wszyscy z niecierpliwością wpatrywali się na dziewczynę, która kurczowo zaciskała palce wokół szklanki z alkoholem.
Czemu trafiła do Margaret?
Nie chciała odpowiadać na ich pytanie, ale nie było już odwrotu. Niepotrzebnie wkręciła się w tą głupią gierkę. Niepotrzebnie sięgnęła po alkohol.
- Wraz z moim byłym chłopakiem zostaliśmy skazani za nieumyślne spowodowanie śmierci – wykrztusiła w końcu. – On został skazany na rok odsiadki, a mnie sąd chciał wysłać do poprawczaka, ale jednak wylądowałam tutaj – dokończyła szybko i upiła spory łyk trunku.
Nikt się nie odzywał. Nikt nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Wszyscy mieli zwieszone głowy, oprócz Harrego. Chłopak przyglądał jej się w zamyśleniu.
- A wy? – spytała lekko podłamanym głosem.
Tess odstawiła butelkę piwa i zaczęła podwijać rękawy bluzy. Westchnęła z niechęcią i pokazała Mayi nadgarstki i przedramiona. Skóra Tess była cała poraniona. Wszędzie były blizny od samookaleczenia się.
Mayi zrobiło się smutno. Ciągle jej się wydawało, że Tess jest pogodną, pełną życia, kochającą teatr dziewczyną. Myliła się.
- Nie wiedzieli co ze mną zrobić – odparła patrząc jej w oczy.
- Dlaczego?
- Kiedy nie wytrzymuję, wtedy to przynosi mi ulgę.
Uśmiechnęła się niepewnie i z powrotem zakryła blizny.
- Ja byłem powiązany z narkotykami – odparł Conor.
Maya przemyślała każde słowo. Nigdy nie zastanawiała się czemu oni się tu znajdują.
Uniosła głowę i napotkała wzrok Harrego.
- A ty?
- Kradzieże, rozboje, nielegalne wyścigi i dotkliwe pobicie jednego gościa. – Ostatnie słowa powiedział ze złością.
Maya spuściła wzrok. Z siłą walczyła, żeby się nie rozpłakać. W pokoju panowała cisza i nieprzyjemne napięcie.
- To by było chyba na tyle – odparł nagle Harry.
Maya nie była wstanie na niego spojrzeć.
- Ja spadam – dodał.
Wstał z ziemi i wyszedł. Wraz za nim wyszli pozostali zostawiając dziewczynę samą w pokoju gościnnym, w którym teraz spała.
Zakryła dłońmi usta, a po jej policzkach spłynęły łzy.

Wyszedł z pokoju i odetchnął niepewnie. Zeszedł na dół, a następnie wyszedł na ganek. Oparł się o balustradę i zamknął oczy. Przetarł ze zmęczeniem kark i westchnął.
-Kurwa mać.. – mruknął do siebie.
- Zerwijmy zakład.
Harry spojrzał w stronę drzwi, gdzie stał Conor. Przyglądał się chłopakowi z zamyśleniem.
- Co?
- Słyszałeś. Zerwijmy zakład. Mam już dość – powiedział. – Dam ci te pięć dych tylko se odpuść.
- Myślisz, że chce kasę? Wsadź se ją w dupę – warknął. – Już nawet nie chodzi o zakład. Chcę Mayę. I ją zdobędę.

Obudziło ją pianie koguta, hałas i krzyki domowników. Maya uniosła głowę z niebywale miękkiej poduszki i rozejrzała się dookoła.
- Co do cholery? – mruknęła do siebie i ponownie opadła na posłanie.
Nie minęło pięć minut, a do pokoju wpadł rozbawiony Harry.
- Wstawaj! – krzyknął i zsunął z dziewczyny kołdrę.
Maya jęknęła i próbowała odebrać skradzione ciepło, lecz na próżno.
- Harryyyyy… - warknęła niezadowolona.
- Co jest kotek? Czyżbym cię zdenerwował? – przekomarzał się.
- Daj mi spokój, Styles! – krzyknęła.
- Przykro mi, ale nie dam ci spokoju – odparł spokojnie i usiadł na skraju łóżka.
I w tym momencie Maya zerwała się z łóżka i zaczęła gonić Harrego, który w ostatniej chwili wybiegł z pokoju. Zbiegli po schodach i skierowali się w stronę kuchni. Na zakręcie Harry nie wyrobił i pośliznął się na mokrej powierzchni. Zaczął machać rękoma próbując złapać równowagę, ale było za późno. Runął na ziemie. Maya, która za nim biegła także się poślizgnęła. Zamachała rękoma i upadła obok chłopak, który zanosił się śmiechem. Dziewczyna niewytrzymała i zaczęła się śmiać razem z nim.
- Ile razy powtarzałam, żeby nie biegać po domu? – usłyszeli. – Jeszcze o tak wczesnej porze! Kto by pomyślał?
Z kuchni wyszła starsza kobieta o siwych włosach. Miała na sobie różową sukienkę, która podkreślała jej drobne ciało.
- Przecież mogliście sobie głowy porozbijać. To jest nieodpowiedzialne! Już dzieci lepiej się zachowują – narzekała. – I ty Haroldzie tak demoralizujesz naszą nową podopieczną?
- Ciociu Glendo, tylko się wygłupialiśmy – odparł Harry podnosząc się z ziemi.
Podał rękę Mayi i pomógł jej wstać.
- Choć dziecko. Pokażę ci gospodarstwo -  powiedziała do dziewczyny.
- Nie trzeba. Właśnie chciałem jej wszystko pokazać – wtrącił Harry.
Kobieta spojrzała na niego nieufnie.
- Dobrze – westchnęła. – I pamiętajcie o obowiązkach.
- Dobrze ciociu – odparł. – Chodź.
- Muszę się przebrać – odparła Maya.
- A nie możesz iść tak? – spytał, gdy gospodyni zniknęła w kuchni. – Mi odpowiada twój strój.
Spojrzał na dziewczynę, która miała na sobie tylko przydługą i rozciągniętą koszulkę, która sięgała do połowy jej ud. Maya speszona zaciągnęła koszulkę jeszcze niżej.
- Zaraz przyjdę – powiedziała i ruszyła z powrotem na górę.

Właścicielami gospodarstwa byli państwo Lightwood. Glenda i Samuel byli małżeństwem od ponad trzydziestu lat i nadal nie mieli siebie dość. Kochają naturę i zwierzęta, i właśnie dlatego postanowili założyć gospodarstwo. W wakacje, ferie i inne wolne dni pani Greer przyjeżdża na gospodarstwo i wraz z podopiecznymi pomagają Glendzie i Samuelowi przy pracy. Maya poznała małżeństwo zaraz po chrzcie bojowym. Okazali się wspaniałymi i gościnnymi ludźmi. Przyjęli dziewczynę czule, jakby była ich córką. Resztę podopiecznych już wcześniej poznali, tylko Maya była nowym rodzynkiem. Dziewczyna myślała, że Molly, Niall, Zayn, Liam i Rufus to ich dzieci,  ale okazało się, że jest to grupka ludzi, którzy pracują po szkole u państwa Lightwood.

Wraz z Harrym obeszli całe gospodarstwo. Mimo, że Maya wciąż była na niego zła, to próbowała to ukryć, zważywszy na fakt, że chłopak wyjątkowo jej nie docinał i nie próbował nawet flirtować. Zachowywał się normalnie, jakby nie było żadnego zakładu. Dziewczynę wciąż zastanawiał powód tej zmiany. I nie była do końca pewna czy to dobrze wróży. Obawiała się, że Harry znowu wymyślił jakiś iście szatański plan, żeby ją zdobyć.
- No i na tyle. Widziałaś wszystko – powiedział zatrzymując się przy stajni. – Wraz z Conorem wyprowadzicie konie i wyczyścicie boksy.
- A ty? – spytała.
- Co ja?
- Nie pomożesz nam?
- Nie! Koń mnie kiedyś kopnął. Nie było to lekkie uderzenie. Strasznie bolało. Nie sądzę, żeby zwierzęta specjalnie za mną przepadały – odparł z grymasem. – Ja będę z Tess. Za godzinę powinna przyjść reszta. Znając życie Zayn znowu się spóźni. – Uśmiechnął się. – Na razie.
- Na razie.
Patrzyła jak Styles odchodzi. Jego włosy podskakiwały z każdym krokiem. Wyglądał jakby nucił sobie jakąś piosenkę pod nosem.
- Co ty knujesz? – mruknęła do siebie.
- Idziesz? – usłyszała głos za sobą.
Obróciła się i jej wzrok padł na Conora, który trzymał siodło jeździeckie.
- Tak, tak – odparła i ruszyła w stronę chłopaka. – Co mam robić?
- Potrzymaj – powiedział.
Wręczył jej siodło, które okazało się cięższe niż Mayi się wydawało. Conor wszedł do jednego z boksów i wyprowadził konia a ciemnym ubarwieniu. Zwierze posłusznie się go słuchało. Wziął od dziewczyny siodło i założył je na konia.
- Wyprowadź Burbona.
- Dobrze.
Szła wzdłuż boksów, na których były plakietki z imionami koni. Przyglądała się każdemu z nich. Peper – kasztanowy z białą plamką nad uchem; Magnat – szary ogier; Luksus –biały z domieszką karmelu; Rambo – idealnie czarny. I w końcu Burbon. Śnieżnobiały. Idealny.
Podeszła do konia i pogłaskała go niepewnie po szyi i grzywie.
- Cześć śliczny.
Wyprowadziła zwierze z boku. Conor zarzucił siodło, a następnie je przypiął.
- No dobra. Wskakuj – powiedział ochoczo.
- Co? – spytała zdumiona. – Przecież mieliśmy oczyścić boksy i wyprowadzić konie.
- Zaraz przyjedzie Niall. Powiedział, że się tym zajmie – odparł – Chcę cię zabrać w jedno miejsce.
- Ale ja nie umiem jeździć.
- To nic trudnego – zapewnił.
- A jak spadnę? - zaniepokoiła się
- Nie spadniesz. Będę cię asekurował.
- A jeśli...
- Maya... - westchnął zirytowany.
- Dobrze. Już wsiadam – powiedziała niepewnie.
- Włóż nogę w strzemię. – wskazał palcem. – A potem przeżuć drugą nogę.
Maya posłusznie zrobiła co mówił i wsiadła na konia z pomocą chłopaka. Koń poruszył się niepewnie.
- Cholera..
- Spokojnie – powiedział cicho.

Kiedy Maya w końcu oswoiła się z koniem, wraz z Conorem ruszyli wydeptaną ścieżką wzdłuż lasu. Jechali w ciszy co dziewczynie się spodobało. Mogła się spokoje rozluźnić i cieszyć chwilą. Rozglądała się dookoła i pochłaniała wszystkie widoki. Słońce wschodziło coraz wyżej. Zewsząd słyszała śpiew ptaków i dźwięki najróżniejszych leśnych stworzeń. W powietrzu unosił się delikatny aromat trawy, lasu, kwiatów. Słyszała w oddali jakiś strumyk albo rzekę. Pewnie pogładziła konia.
- To co chciałeś mi pokazać? – spytała z ciekawością.
- Zawsze kiedy tu przyjeżdżamy, wsiadam na konia i jadę na polanę nad strumykiem. Jest tam pięknie – rozmarzył się. – Na środku polany rośnie ogromna jabłonka.
- Jak długo jesteś w domu poprawczym?
- Półtora roku – odpowiedział zamyślony.
- A ile jeszcze musisz zostać?
- Skończę klasę i wracam do domu – westchnął – Mogłem wcześniej wrócić, ale znowu wpakowałem się w kłopoty przez Harrego.
- Przez Harrego? – zaciekawiła się.
- Tsa… założyliśmy się o głupstwo i narobiliśmy trochę zamieszania przy tym – burknął. – Nie chcę o tym rozmawiać.
- Jasne.
- Zaraz będziemy na miejscu.
Jak powiedział, tak się stało. Wjechali na rozłożystą polanę, gdzie w centrum stała piękna jabłonka, a na skraju polany płynął wąski strumyk.
Maya westchnęła i zeszła z konia.
- Jak udało ci się znaleźć to miejsce?
- Jak pierwszy raz tu przyjechałem to sprawiałem drobne kłopoty. Byłem wściekły na wszystko i wszystkich – zaczął niepewnie. – I wtedy zacząłem pomagać przy koniach. Zacząłem jeździć. Ciocia Glenda to wspaniała kobieta. To ona powiedziała mi o tym miejscu – zaśmiał się. – I od tamtej pory zawsze tu przyjeżdżam.
- Nie dziwię się, że tu wracasz. Tu jest bajecznie – przyznała.
- A ty? Jak długo będziesz u Margaret? – zmienił temat.
- Sąd nakazał mi tu zostać do końca roku. Kurator potem zdecyduje czy jestem w stanie wrócić do domu i wtedy się okaże.
- Jak to się stało, że ten człowiek zginął? – spytał niepewnie, nie chcąc urazić dziewczyny.
Maya zamknęła oczy, a fala wspomnień ją uderzyła. Pisk opon. Krzyk ludzi. Dym. Dźwięk karetki. Panika. I jego oczy. Oczy, których nigdy nie zapomni. Pełne bólu.
- Nie chcę o tym rozmawiać – powiedziała załamanym głosem. Odchrząknęła próbując się nie rozpłakać. – Wracajmy już.

Pod wieczór, kiedy wszystkie prace były już wykonane Maya była wyczerpana. Marzyła, żeby wziąć gorącą kąpiel i położyć się jak najprędzej do łóżka.
- Maya i Harry do mnie – usłyszała głos Glendy, kiedy miała stawiać pierwszy krok na schodach.
Razem z Harrym weszli do skromnego salonu. Na północnej ścianie królował kominek, w którym palił się ogień. Na środku pomieszczenia była duża kanapa ze skóry, obok stolik. Całe pomieszczenie było wypełnione książkami i różnymi figurkami zwierząt. Nawet Mayi nie zdziwił widok jelenich rogów zawieszonych tuż nad kominkiem.
- Pójdziecie sprawdzić czy wszystko jest pozamykane i czy zwierzęta są w środku, a potem doniesiecie jeszcze drewna na opał.
- A Rufus? Przecież to jego robota – oburzył się Harry.
- Następnym razem kiedy zechce wam się biegać po domu pomyślcie dwa razy – odparła.
Harry westchnął z rezygnacją i wyszedł z domu. Maya z niechęcią ruszyła jego krokiem.
- Mogłeś mnie nie budzić – wypomniała mu.
- Mogłaś wstać jak normalny człowiek, a nie się na mnie rzucać.
- Sam się o to prosiłeś i nie zwalaj teraz winy na mnie.
Zapadła chwilowa cisza.
- Widziałem jak z Conorem patatajaliście na koniach – zaśmiał się z litością. – Pokazał ci jakim jest mięczakiem i niepoprawnym romantykiem?
- Nie twoja sprawa co robie i z kim się zadaję. Nie twój zasrany interes – warknęła.
- Spokojnie księżniczko.
- Nie jestem księżniczką – prychnęła z irytacją. – Czego ty w ogóle ode mnie oczekujesz Harry? Nie wiem. Chcesz się ze mną przespać? O to chodzi? Chcesz mnie przelecieć jak każdą inną, tanią laskę?
- Nie powiem, że nie chcę się z tobą przespać, bo bym skłamał – roześmiał się.
- Co cie tak śmieszy?
- Ty mnie rozweselasz. Me serce się raduje, gdy niewiasta taka jak ty jest tak niezdecydowana.
- Przestań bredzić. Nie jestem niezdecydowana.
- Doprawdy?
Stanął i spojrzał w jej brązowe oczy, które teraz bardziej przypominały czerń. Zbliżył się do niej tak, że nie miała gdzie uciec, mając za sobą ścianę stodoły.
- Raz się ze mną śmiejesz i jesteś wesoła jak nigdy, a zaraz potem jesteś jak wąż, plujesz jadem i nie dajesz się do siebie zbliżyć – powiedział ochrypłym głosem.
- A nie przyszło ci czasem do głowy, że to przez ciebie, hm? Gdybyś nie zgrywał takiego palanta i chojraka to może miałbyś u mnie jakieś szanse.
- To mówisz, że jest nadzieja – powiedział wpatrując się w jej malinowe usta.
- Tego nie powiedziałam.
- Przyznaj, że ci się podobam.
- Nie podobasz mi się.
    - To jeszcze się okaże. 

***

Witajcie moi kochani. Rozdział z lekkim opóźnieniem, ale miałam kapkę na głowie.... 
Wszystko powoli się wyjaśnia, tak jak chciałam. I będzie się działo więcej. Mogę wam zdradzić, że będzie więcej Conora i Zayna i więcej wesołych akcji także między Mayą i Harrym. Dojdzie do paru kłótni i w ogóle będzie fajnie. A co myślicie o rozdziale? I czy długość jest dobra? Mam nadzieję, że się wam podoba. Pozdrawiam serdecznie całuję i do napisania!!!!!


poniedziałek, 2 grudnia 2013

Chrzest bojowy

- W sobotę wyjeżdżamy na wieś – oświadczyła pani Greer.
Dziewczyna  przyjechała tu pod koniec pierwszego semestru, a od soboty zaczynały się ferie. Maya w milczeniu słuchała opiekunki, która z optymizmem mówiła o wyjeździe. Kobieta opowiadała o miejscu, do którego zamierzali pojechać, o właścicielach i atmosferze, która tam panowała. Zawsze kiedy mieli okazję to odwiedzali to miejsce, pomagali w gospodarstwie i odpoczywali.
Mayi nie uśmiechały się prace na roli. Nie chciała nigdzie jechać. Najchętniej spakowałaby swoje rzeczy i wróciła do taty. Tam, gdzie jej miejsce.
Dziewczyna nawet się nie zorientowała, że w kuchni pozostała tylko ona  i Harry. Wpatrywała się w miskę z płatkami, nad którymi od dwudziestu minut się pastwiła.
Harry siedział naprzeciwko i przyglądał jej się uważnie. Śledził każdy jej ruch. Chciał wyłapać jak najwięcej szczegółów. To jak marszczyła nos, kiedy intensywnie nad czymś myślała, delikatne rysy twarzy, brązowe oczy i usta. Usta, które co chwila przygryzała. Znamię na łuku brwiowym i jej aksamitne, brązowe włosy, które kaskadą opadały na jej ramiona.
- Podwieźć cię do szkoły? – zapytał nagle.
Dziewczyna wyrwana z myśli uniosła głowę i spojrzała na niego. Rozejrzała się i zmarszczyła brwi.
- Nie trzeba, poradzę sobie – mruknęła.
Wstała i odstawiła miskę do zlewu.
- Odpuść sobie – szepnęła – Proszę.
- Dlaczego?
- Nie chcę przechodzić przez to drugi raz.
Harry zmarszczył brwi i spojrzał na nią.
- Przykro mi skarbie – westchnął. – Już postanowiłem.
Wstał, wstawił talerzyk do zlewu i stanął obok niej.
- Marnujesz tylko czas – powiedziała.
- Doprawdy? Świetnie się bawię, a czas spędzony z tobą nie jest czasem straconym – uśmiechnął się łobuzersko.
- Jesteś dupkiem.
- Już to mówiłaś.
- Ale powtórzę to nie raz.

Przez resztę tygodnia wszyscy w szkole omijali Mayę szerokim łukiem, co z jednej strony dziewczynę cieszyło, ale z drugiej smuciło. Wszyscy wytykali ją palcami, myśląc, że tego nie widzi. A widziała i słyszała wszystko. Plotki na jej temat nie ucichły. Czasami chciała z kimś porozmawiać, ale ludzie się od niej odsuwali. Harry skutecznie wszystkich zastraszył. Jeśli ktoś się do niej zbliżył, pod koniec dnia lądował z siniakiem pod okiem.  Jedynie w domu mogła liczyć na rozmowę z Tess, Conorem czy panią Greer. Ale w szkole byli pochłonięci sobą, znajomymi i szkolnym przedstawieniem, nad którym od dłuższego czasu ciężko pracowali.
A Harry? Harry zawsze kręcił się wokół Mayi. Dziewczyna po pewnym czasie przyzwyczaiła się, że gdzie ona, tam i on. Próbowała jak najmniej czasu spędzać w jego towarzystwie, lecz ten zawsze znalazł jakiś pretekst, żeby być w pobliżu.
- Kto cię tak skrzywdził, że taki się stałeś? – spytała kiedyś.
Zamyślił się, lecz nie odpowiedział na pytanie dziewczyny.

Był piątek i Maya pakowała się na jutrzejszy wyjazd. Wrzucała niedbale ubrania do walizki. Kiedy uznała, że ma wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, żeby przeżyć na wsi, usiadła na walizce i próbowała ją zamknąć. Ale bez skutku. Nie miała siły ani chęci, żeby zdobyć się na taki wyczyn jak zamknięcie bagażu. Zresztą cały dzień minął jej tak, jakby ktoś wyssał z niej wszystkie siły witalne.
Usiadła obok otwartej walizki i przyglądała się w nią bez wyrazu. Miała wszystkiego dość. Harrego, który coraz bardziej ją irytował; szkoły, która ją przytłaczała; ludzi, którzy na każdym kroku ją wytykali.
- Pomóc ci?
Harry nonszalancko opierał się o framugę i z zainteresowaniem się jej przyglądał.
- Nie – warknęła.
- Co jest, kotek? – spytał niewzruszony.
- Nie chcę się kłócić. Nie mam humoru. Wyjdź.
Chłopak zacmokał niezadowolony i wszedł do pokoju zamykając za sobą drzwi. Usiadł na walizce, a następnie ją zamknął.
- Nie lubię cię – powiedziała patrząc mu w oczy.
Uśmiechnął się pod nosem i wstał z walizki.
- Nie znasz mnie – odparł.
- I nie chcę poznać. Wyjdź z pokoju.
Chłopak się nie ruszył. Stał i czekał na reakcję.
Maya zerwała się na równe nogi i pchnęła go do tyłu. Chciała otworzyć drzwi i go wyrzucić, lecz ten  na to nie pozwolił. Złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Maya zaczęła się szamotać, ale Harry nie miał zamiaru jej puszczać.
- Zastaw mnie – wysyczała przez zaciśnięte zęby.
Pogładził jej policzek i opuszkami palców obrysował kontury jej warg. Uśmiechnął się zawadiacko. Pochylił się i ją pocałował. Dziewczyna się od niego oderwała i od razu przywaliła w policzek. Chłopak przetarł policzek nadal się uśmiechając.
- Ależ ty niewyżyta – powiedział rozbawiony.
Maya drżące ręce zacisnęła w pięści. Jej pierś unosiła się niespokojnie w górę i w dół. Chciało jej się krzyczeć i płakać jednocześnie.
- Pieprz się, Harry – fuknęła.
- Z tobą? Zawsze.
Posłał jej zadowolony uśmiech i wyszedł. Tak po prostu sobie wyszedł.
Maya opadła na łóżko i próbowała się uspokoić. Sięgnęła po poduszkę i krzyknęła w nią, jakby to miało rozładować jej frustrację. Nie podziałało.

W drodze nikt się do siebie nie odzywał. Jedynie panie Greer pod nosem nuciła piosenkę, która właśnie leciała w radiu.
Maya cieszyła się, że siedzi z przodu. Nie chciała być przy Harrym. Oparła czoło o szybę i wpatrywała się w krajobraz. Z miejskiego zgiełku wjechali na pustą drogę. Wokół rozciągały się pola i lasy. Po godzinie skręcili w lesie na żwirowaną dróżkę, która prowadziła do gospodarstwa.
Z lasu wyjechali na duży obszar zieleni, gdzie w centrum znajdował duży, jednorodzinny domek. Dalej można było dostrzec stajnię dla koni i pasące się na polanie krowy. Dalej obora, kurnik i chlew. Nawet mały staw. Przed domem stał czerwony traktor z przyczepą, gdzie siedziało kilkoro ludzi.
Samochód podskakiwał przy każdym wyboju, a było ich sporo. Pani Greer zatrzymała pojazd i spojrzała na Mayę, a potem do tyłu.
- No, moi mili. Jesteśmy – oznajmiła ochoczo.
Cała trójka z tyłu od razu wysiadła i ruszyła w stronę przyczepy, gdzie siedziało czterech chłopców i jedna dziewczyna. Wszyscy rzucili się w sobie w ramiona z radością. Tess z brunetką zaczęła podskakiwać, Conor z blondynem i brunetem się śmiali, a Harry z mulatem i ostatnim brunetem w koszulę w kratę zaczęli się przepychać.
Maya niepewnie wysiadła z samochodu i ruszyła w stronę grupki. Pani Greer przywitała się ze wszystkimi i poszła do domku, zapewne do właścicieli.
- Cześć wszystkim – przywitała się.
Pierwsza podeszła do niej brunetka. Wyciągnęła do Mayi rękę, a ta niezdarnie ją uścisnęła.
- Jestem Molly.
- Maya.
- Tam jest Niall i Liam – wskazała na chłopaków obok Conora. – A tam Rufus i Zayn – wskazała na młodzieńców obok Harrego.
- Cześć!
- Witamy nowego rodzynka!
Wszyscy się uśmiechali i podchodzili po kolei, żeby przywitać się z Mayą.
- To co? Chrzest bojowy? – zapytał Harry patrząc na wszystkich porozumiewawczo.
Wszyscy momentalnie spojrzeli na Mayę. Dziewczyna niepewnie spojrzała za siebie, upewniając się czy nikogo za nią nie ma.
Harry ruszył w jej stronę, na co ta niepewnie się cofnęła, nie wiedząc o co chodzi. Nie podobała jej się ta sytuacja. Wszyscy się do siebie głupkowato szczerzyli.
Chłopak złapał ją w pasie, a następnie przerzucił ją sobie przez ramię.
- Puść mnie Harry! To nie jest śmieszne! – krzyczała szamocąc się na wszystkie strony. – Co chcesz zrobić? Puść mnie! Z róbcie z nim coś do cholery!
Ale nikt nie zareagował. Harry szedł w stronę niewielkiego stawu, a reszta za nim podążała. Śmiali się i coś krzyczeli. Chłopak korzystając z okazji złapał Mayę za pupę.
- Zabieraj te łapska zboczeńcu!
Przyśpieszył kroku. Wszedł na kładkę i zaczął biec. Maya wyczuwając co się święci zaczęła jeszcze bardziej się wyrywać i krzyczeć.
- Harry! Odstaw mnie! Nie umiem pł…
Razem z Mayą wzbił się w powietrze, żeby po chwili wpaść do wody. Do buzi i nosa dziewczyny nalało się dużo płynu. Wynurzyła głowę i zaczęła kaszleć, machając przy tym rękoma. Kurczowo złapał się Harrego i do niego przywarła. Reszta także wskoczyła za nimi do wody. Radośnie chlapali na siebie wodą i nurkowali.
- Gdybym wiedział, że nie umiesz pływać to wcześniej bym cie wrzucił do wody – powiedział do wtulonej w niego dziewczyny.
- Odstaw mnie na brzeg – zażądała. 
    - Właśnie przeszłaś chrzest bojowy, tak jak każdy z nas. Od teraz oficjalnie jesteś jedną z nas!! - krzyknął Rufus rozbawiony. 

***

Kapkę krótkie te moje rozdziały, co nie? Od następnego mam zamiar robić je trochę dłuższe :) Chciałabym Wam podziękować za komentarze. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Aż mordka się cieszy, gdy je czytam. Wszelką krytykę także przyjmę. Jeśli wyłapiecie jakieś błędy, czy coś Wam nie będzie pasować, to śmiało piszcie.. postaram się poprawić. A co do rozdziału. Dla mnie jest taki sobie, ale teraz czekam na Waszą opinię. Jak się Wam podoba? No i co jeszcze? Dziękuję, że jesteście, całuję, pozdrawiam i do napisania!