piątek, 28 marca 2014

Randka

*EDIT* Nowy rozdział jest przeniesiony na jutro (31/03)


Kolejną lekcją była geografia z panią Sparks. Była to wysoka kobieta z krótkimi blond włosami.  Kiedy Maya pierwszy raz ją zobaczyła, pomyślała, że nauczycielka nałożyła sobie miskę na głowę i obcięła włosy wzdłuż krawędzi. Taka wizja sprawiała, że chciało jej się śmiać. Geografia była najbardziej nudnym przedmiotem w całej szkole. Pani Sparks w ogóle nie nadawała się do nauczania.  Była ślamazarna i nie potrafiła skupić na sobie uwagi uczniów.
Maya wpatrywała się w jakiś punk na ścianie, jakby to było najciekawsze zajęcie na świecie. W pewnym momencie dostała sms'a: „Wyjrzyj przez okno”.
Z początku nie wiedziała o co chodzi, ale po chwili dostrzegła Harrego, który nonszalancko opierał się o drzewo. Pomachał do niej zadowolony z siebie i skinął, aby wyszła. Dziewczyna spojrzała na nauczycielkę i znowu na chłopaka, który nie spuszczał jej z oczu. Przygryzła wargę.
- Proszę pani, mogę iść do pielęgniarki? Źle się czuje – spytała w końcu unosząc wysoko dłoń do góry.
Kobieta odwróciła się przodem do klasy i spojrzała na Mayę zbita z tropu. Otaksowała ją, ale po chwili kiwnęła głową.
Maya zabrała torbę i wyszła z klasy kierując się do wyjścia. Przy drzwiach czekał na nią wyraźnie zadowolony z siebie Harry.  Jego spojrzenie było figlarne, czułe, pełne pragnienia. Te jego przejrzyste oczy, szeroko otwarte. Pełne czegoś, czego pewnie nigdy nie zrozumiała. Stanęła przed nim i odwzajemniła uśmiech.
- Sprowadzasz mnie na złą drogę.
- Jakoś nie widzę, żebyś się szczególnie opierała. – Zaśmiał się melodyjnie. Wyciągnął ku niej dłoń. – Chodź, zabiorę cię w pewne miejsce.
Złapała jego dłoń i dała się pociągnąć.

- Słyszałam, że kolejny cie porzucił.
Tess wzdrygnęła się. Odwróciła się i napotkała jadowity wzrok Jane. I ten jej uśmieszek.
- O co ci chodzi? – spytała niepewnie.
Molly usiadła do stolika. Były w stołówce. Panował harmider. Wszystkie rozmowy tworzyły jeden, wielki chaos, który coraz bardziej przytłaczał rudowłosą.
- Raczej o kogo – zaśmiała się złośliwie. – Tyle razy się zawiodłaś, a nadal jesteś taka naiwna. Lgniesz do każdego, który okaże choć trochę zainteresowania wobec ciebie - mówiła słodząc każde słowo. – Jesteś taka głupiutka – prychnęła. – Nic dziwnego, że Zayn woli tamtą. Ona  w odróżnieniu od ciebie nie pieprzy się z każdym napotkanym facetem.
Tess zacisnęła zęby. Była na skraju, żeby nie rozpłakać się i nie wybiec. Jane ją prowokowała i oczekiwała takiej reakcji.
- I kto to mówi? – wysyczała. – Jesteś zapatrzona w Stylesa jak w obrazek i nie dostrzegasz szczegółów. Myślisz, że jest twój? – zaśmiała się. – Przejrzyj na oczy i zobacz, że w ogóle się tobą nie interesuje. Wykorzystuje cię jak każdą, a teraz jest z Mayą. Biegasz wokół niego jak posłuszny pies – warknęła. – Jak suka.
Po tych słowach Jane złapała Tess za włosy i zaczęła ją ciągać na wszystkie strony.
- Odszczekaj to!
Rudowłosa nie była dłużna. Również złapała przeciwniczkę za włosy co rusz uderzając ją w twarz. Wokół nich zebrał się już spory tłum, ale nikt nie miał zamiaru ich rozdzielać. Upadały na podłogę. Szamotały się i wierzgały, rzucając w swoją stronę najróżniejsze obelgi. Jane kopnęła Tess w brzuch, co dziewczynę spowolniło i dostała kolejną serię po twarzy. Na oślep zamachnęła się i trafiła zaciśniętą pięścią przeciwniczkę prosto w nos. Trysnęła krew. I dopiero w tedy ktoś odciągnął je od siebie.
- Spokój! Wystarczy!
Louis wskoczył między nie i próbował je rozdzielić. Złapał Tess w tali i odciągnął ją od drugiej dziewczyny, która została unieruchomiona przez innego chłopaka. Z jej nosa płynęła krew, lecz to nie powstrzymało jej przed wykrzykiwaniem obelg i gróźb.
- Puść mnie! – Wierzgała się, próbując się wyrwać dwa razy większemu chłopakowi od niej. – Niech ja cię tylko dorwę, a zobaczysz! Zabiję cię dziwko, słyszysz?! Zabiję!
Tess nic nie odpowiedziała. Patrzyła na nią i w pewnym momencie zaczęła się śmiać, co jeszcze bardziej rozjuszyło drugą. Louis pociągnął ją w stronę wyjścia, a ona posłusznie dała się wyprowadzić.
- Gdzie są nauczyciele? – spytała idąc korytarzem.
- Nie mam zielonego pojęcia – odparł niepewnie ciągnąc ją za sobą.
Wyszli ze szkoły. Tess była jakby w transie. Na zmianę chichotała i się smuciła. W tej chwili obchodziła ją tylko jedna rzecz. Skąd, do cholery, Molly wiedziała o niej i o Zaynie? Tylko Mayi się zwierzała, nikomu więcej, więc nikt nie miał prawa o tym wiedzieć. Chyba, że Maya wygadała się Harryemu, a on pewnie dokończył dzieło.
Nawet nie spostrzegła, kiedy doszli do domu. Lecz nie weszli do domu pani Greer, weszli do budynku naprzeciwko.
Louis zaprowadził dziewczynę do kuchni. Tess zamyślona usiadła na blacie kuchennym i przyglądała się chłopakowi, który wyjął mrożony groszek, watę i środek dezynfekujący.
- Mocno oberwałaś – powiedział podchodząc do niej.
Zamoczył watę w środku dezynfekującym.
- Zapiecze – poinformował i przyłożył do brwi. Rudowłosa wstrzymała oddech i mruknęła coś pod nosem z niezadowoleniem.
Chłopak przemył wszystkie rany, a na koniec przyłożył paczkę z mrożonym groszkiem do jej lewego policzka, który były sinawy i napuchnięty. Ona zaś przyglądał mu się ze skupieniem.
- Jutro będzie wyglądać gorzej.
Uśmiechnęła się.

Maya wraz z Harrym siedziała w małej kawiarence na przedmieściach. Panował tam przyjazny klimat. Wnętrze było urządzone w brązowych i kremowych kolorach. Wszędzie były półki, półeczki z książkami, które można było wypożyczyć.
Siedzieli przy oknie zajadając się ciastkiem z kremem – specjałem szefa – i popijając kawę z dodatkiem czekolady. Rozmawiali o wszystkim, począwszy od ulubionego koloru do wiary w istnienie pozaziemskie. Co chwilę wybuchali śmiechem i się wygłupiali.
- Zanim cię spotkałem nie wiedziałem co to znaczy spojrzeć na kogoś i po prostu uśmiechnąć się bez powodu – wyznał.
Urzekło ją to wyznanie. Uśmiechnęła się delikatnie i nachyliła ku niemu. Musnęła jego usta.
- Zmieniłeś się – powiedziała w końcu.
- Co masz na myśli? – spytał w między czasie kradnąc jej kolejny pocałunek, co ją rozbawiło.
- Na początku byłeś wyrachowany, wredny, zapatrzony w siebie… a teraz… jesteś ciepły i czuły.
Spojrzał na nią i zamyślił się przez chwilę muskając palcami jej dłoń.
­- Kiedy jesteś młody, jesteś pełnym ideałów romantykiem. Potem dorastasz, nasiąkasz doświadczeniem i rzeczywistością, i odkrywasz, że bycie skurwysynem jest bardziej opłacalne...
- Smutne.
- Trochę. – Uśmiechnął się krzepiąco. – Cóż… zaplanowałem coś jeszcze – wyjawił.
- Już się nie mogę doczekać.
- Mam nadzieję.
Zapłacili rachunek i wyszli na zewnątrz. Spletli dłonie i ruszyli przez centrum, pochłonięci rozmową. Maya nie wiedziała, gdzie Harry ją prowadził. Nie spodziewała się po nim takiego zachowania. Pozytywnie ją zaskakiwał i miała tylko nadzieję, że wszystko nie pryśnie jak bańka mydlana.
Po około pół godzinie wolnego spacerku zatrzymali się przed pewnym budynkiem. Był stary i zaniedbany. Gdzieniegdzie odprysła farba i odpadał tynk za ścian. Przed sobą mieli duże, stare, podwójne drzwi. Chłopak bez trudu poradził sobie z ich otworzeniem i weszli ośrodka.
Nie było przesadnie brudno i nie śmierdziało, czego Maya się spodziewała. Był to po prostu niezamieszkały już budynek, gdzie najwyraźniej Harry znalazł schronienie.
Ruszyli korytarzem i weszli do windy towarowej. Styles przekręcił dźwignie i ruszyli. Zatrzymali się na trzecim piętrze. Odsunął kratę i Maya już wiedziała co dla niej przyszykował. Uśmiechnęła się zdumiona.

- Pierwsze zakochanie jest najtrwalsze, najsilniejsze i najpiękniejsze, choć zazwyczaj nieszczęśliwe - powiedziała
Tess wraz z Louisem leżeli na kanapie, kończąc pierwsze wino i oglądając horror, który raczej powinien zaliczać się do komedii.
- Masz prawdo do dumy. Walczyłaś, kochałaś, nie wyszło. Wyprostuj się – odparł bez zastanowienia.
Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. Zdziwiły ją jego słowa. Myślała, że będzie z niej szydził.
- Dobre słowa, choć trudno wcielić je w życie.
Spojrzał na nią i się uśmiechnął. Byli niebezpiecznie blisko siebie.
- A próbowałaś? 


***

Witojcie, witojcie! Jak wam mija wiosna? Bo u mnie wspaniale... słońce świeci, jest cieplutko! *_* No i ta świadomość, że zostały trzy miesiące do wakacji ^_^ ... 
Tak z innej beczki. Czytała może któraś z was Akademię Wampirów? Ja przeczytałam wszystkie części i jestem zakochana. Można powiedzieć, że właśnie ta seria sprawiła, że pokochałam książki <3 Postanowiłam przeczytać ją raz jeszcze, aby odświeżyć w głowię historię.... I moje pytanie. Był ktoś już w kinie na filmie? Słyszałam, że ogromny badziew i że zrobili z tego komedię. Cóż, zwiastun też nam daje takie wrażenie. Aż normalnie mnie nerwica bierze... I nie wiem czy oglądać. Bo jak będzie ścierwo to będę zła, że to obejrzałam. Jeśli ktoś oglądał to niech napiszę opinię w komentarzu. 
Tak bardzo bym chciała, żeby ktoś nakręcił film DOKŁADNIE na podstawie mojej ulubionej książki. Jeden film mi wystarczy.. byłaby w niebo wzięta.... 
No i opowiadanie. Co myślicie i sądzicie? Czekam na Wasze opinie w komentarzach... oraz co byście chciały, a by wydarzyło się w kolejnych rozdziałach? 
No i do następnego... w weekend :) Buziaczki, pozdrawiam! Trzymajcie się ciepło <3
*EDIT* No i wkradły mi się błędy. W bójce brała udział Jane, nie Molly. Mój błąd, ale już poprawiony :)

poniedziałek, 17 marca 2014

Powroty

- Nie mogę uwierzyć, że znowu to zrobiliście! Nie macie nauczki po ostatnim razie?
Cała dziewiątka siedziała w salonie. Była siódma nad ranem. Maya zbytnio nie wiedziała o co chodziło z tym ostatnim razem, ale nie miała odwagi o to zapytać. Pani Greer oraz państwo Lightwood nie spali już od dobrych kilku godzin, zamartwiając się, gdzie są dzieci. Zayn tuż po tym, gdy zorientował się, że nie ma nigdzie Tess i, że nie mogą jej znaleźć, zadzwonił do Margaret i wszystko jej powiedział. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Wydzwaniali do każdego po kolei. Ale wszyscy zostawili telefony w samochodzie. Oprócz Zayna, oczywiście. To dało kolejny powód do kłótni i kazania, na temat ich nieodpowiedzialności.
Kiedy Tess pojawiła się przy samochodzie wszyscy spojrzeli na nią zszokowani. Pierwsza ocknęła się Maya, która podbiegła do niej i ją przytuliła. Tess się od niej oderwała i mruknęła, że nic jej nie jest. O to była cała rozmowa między nimi. Zaraz po niej przyszedł Zayn blady jak ściana. On także z nikim nie rozmawiał. I jak można się domyślić, droga powrotna na wieś odbyła się w kompletnej ciszy.
- To było skrajnie nieodpowiedzialnie z waszej strony – wtrącił się Samuel. – Powinniście nas zawiadomić, że jedziecie na imprezę, a nie do Rufusa!
Maya potem się dowiedziała, że wszyscy zgodnie mówili, że mieli zamiar jechać na ognisko do domu Rufusa.  Dziewczyny wtedy przy tym nie było, a potem się już nikt tym nie martwił.
- Nie planowaliśmy… - zaczął Zayn, ale gdy Samuel spiorunował go wzrokiem, zwiesił głowę.
- A gdyby naprawdę komukolwiek z was się coś stało, to gdzie ja was bym szukała? – kontynuowała Margaret. – Gdyby nie Zayn to pewnie nikt nie raczyłby nas poinformować o zniknięciu Tess.
- Wyszłam tylko na spacer, nic się nie działo… - zaczęła Tess.
- Byłaś na dachu siedmiopiętrowego budynku i chodziłaś po skraju dachu. To nazywasz spacerem? – wtrącił Zayn.
- A co cie to obchodzi co ja tam robiłam? To nie twój interes! – odburknęła.
- Dużo mnie to obchodzi, bo przyjechaliśmy razem i mieliśmy wrócić razem, a ciebie nie było!
- To trzeba było mnie zostawić w spokoju! – krzyknęła drżącym głosem.
- Cisza! – Wtrąciła się Glenda. – Nie będziecie się teraz kłócić! Stało się! Wy – zwróciła się do Zayna, Molly, Nialla, Rufusa i Liama. – Wasi rodzice zostaną poinformowani o tym wybryku i nie wywiniecie się od dodatkowych prac na farmie. Już ja o to zadbam. A wy – spojrzała na Tess, Mayę, Harrego i Conora. – Pani Greer zdecyduje jaka będzie wasza kara. – Spojrzała na kobietę, która ledwo powstrzymywała się, żeby nie wybuchnąć ze złości. Kiwnęła tylko głową nie odzywając się więcej. – Możecie na razie iść.

W samochodzie panowała zupełna cisza, a napięcie, które wisiało w powietrzu było tak gęste, że można było je ciąć nożem. Tess siedziała z przodu zapatrzona na drogę, która rozpościerała się przed nią i nie odpowiadała na żadne pytania, ani nie dołączała do rozmowy, o ile jakaś się pojawiła. Pani Greer, siedząca za kółkiem również milczała. Wcześniejsza kłótnia ją zmęczyła. Maya siedziała między pozostałą dwójką, w razie nieprzewidzianego konfliktu. Próbowała zagadywać każdego i wciągnąć w rozmowę, ale po kilku próbach sobie odpuściła.
Z jednej strony cieszyła się, że wraca. Szkolna rzeczywistość i te sprawy. Ale z drugiej strony obawiała się powrotu. Nie cieszyła ją perspektywa spotkania Jane czy Louisa. Ale za to chciała także porozmawiać z Arthurem, bo wcześniej nie miała zbytnio okazji. Chciała go przeprosić za Harrego i jego zachowanie i po prostu się zaprzyjaźnić, bo kiedy go poznała wydał się ciekawą osobą.
A przede wszystkim obawiała się Harrego. Była zdezorientowana i w zupełnej rozsypce. Nie wiedziała co o nim myśleć. Najpierw zadufany w sobie dupek, a potem przyjazny chłopak, który skrywa prawdziwe oblicze. Jak Harry się zachowa kiedy wrócą? Czy się zmieni? I czy jego charakter podczas pobytu na wsi był tylko po to żeby się do niej zbliżyć i wykorzystać? Może to była kolejna z wielu jego masek.
- No i dojechaliśmy – oznajmiła Margaret wjeżdżając na podjazd.
Wszyscy bez słowa wyszli, wzięli swoje bagaże i ruszyli do siebie. Maya zeszła ze schodów, ciągnąc za sobą torbę, która wydawała irytujący stukot, gdy uderzała o każdy kolejny stopień i dociągnęła ją do swojego pokoju.
- Harry i Conor – zawołała Margaret z góry. – Przyjdźcie na moment.
Maya spojrzała na Stylesa, który właśnie przechodził obok jej pokoju. Nie był w ogóle zaskoczony, że pani Greer prosi ich na rozmowę. Rzucił swoje torby do pokoju i ruszył na górę. Zaraz po nim ze swojego pokoju wyszedł Conor i ruszył w ślad za Harrym.
Dziewczyna zamknęła drzwi. Nie chciała słyszeć rozmowy. Otworzyła walizkę i zaczęła wyjmować ciuchy i je  układać. Wyciągnęła fototapetę i od razu zawiesiła ją w miejsce, gdzie zaraz po przyjeździe namalowała czarną, smutną postać.
Gdy miała już wszystko poukładane postanowiła pójść do Tess i porozmawiać z nią o poprzedniej nocy. Wcześniej nie było kiedy porozmawiać, a teraz była wolna.
Zastukała do drzwi, ale odpowiedziała jej cisza. Zapukała jeszcze raz z większą siłą. Nadal nic. Sięgnęła do klamki, ale w tym samym momencie drzwi się otworzyły i stała w nich Tess.
- Chciałam porozmawiać – powiedziała.
- Wchodź. – Odsunęła się od drzwi.
Maya rozejrzała się po pokoju i powaliła ją różowość pokoju Tess. Roże ściany, różowe meble, różowe łóżko i dywan, a nawet różowe biurko.
- Jej – wykrztusiła. – Tu jest…
- Słodko. Tak wiem – dokończyła rudowłosa.
- Pozytywnie – poprawiła i usiadła na łóżku. – Przepraszam, że z tobą wtedy nie porozmawiałam. Czułam, że coś się stało, a nie zachowałam się jak na przyjaciółkę przystało – dodała po chwili.
- Niepotrzebnie mnie przepraszasz, ponieważ wszystko jest dobrze – odpowiedziała beznamiętnie.
- Ale byłaś przybita, a potem zniknęłaś i tak długo cię szukaliśmy i myśleliśmy, że…
- Niepotrzebnie mnie szukaliście, bo nic wielkiego się niestało – warknęła chłodno. – Owszem, na początku było mi źle i byłam zła, ale potem mi przeszło. A z imprezy wyszłam, bo nie miałam ochoty dalej się bawić. Chciałam się przewietrzyć. Tyle.
- Ale Zayn mi powiedział, że wy…
- Zayn jest już nieistotny. – Kolejny raz jej przerwała. – Owszem, kocham go i owszem, nic nas już nie łączy. Już mi nie zależy.
- Ale…
- Maya – westchnęła zirytowana. – Czuję się świetnie, nie musisz się o mnie martwić. To tyle na ten temat… Chciałabym zostać sama, jeśli pozwolisz.
Maya zamknęła rozdziawione usta i wyszła z pokoju. Stała jeszcze chwilę nie pojmując co się stało z Tess. Nie rozumiała jej zachowania. Nie oczekiwała, że zastanie ją w rozpaczy czy na granicy załamania. Oczekiwała jakichkolwiek emocji z jej strony, a ona była oziębła i chłodna, jak nie Tess. Jakby Zayn w ogóle jej nie obchodził. Zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nie zna Tess.
- Cholera – mruknęła przeciągle pod nosem.
Poszła na górę gdzie zastała Margaret siedzącą w zamyśleniu przy kominku. Jej kręcone włosy okalały jej twarz jak aureola. Miała założone dłonie na kolanach i wpatrywała się popiół. Chłopaków nigdzie nie było.
- Jesteś jeszcze na nas zła? – spytała.
Kobieta jakby ocknięta ze snu spojrzała na Mayę i się delikatnie uśmiechnęła.
- Już nie – powiedziała spokojnie, ze znużeniem.
- Przepraszam, nie chcieliśmy cię niepokoić – zapewniła ją.
Margaret się zaśmiała.
- Zawsze się będę o was niepokoić, taka moja rola. – Uśmiechnęła się. – Byłam zła, że nie powiedzieliście mi gdzie tak naprawdę idziecie, a kiedy Zayn zadzwonił i powiedział, że nie możecie znaleźć Tess… byłam jednym, wielkim kłębkiem nerwów. – Zaśmiała się. – Złym kłębkiem nerwów.
- Przepraszam.
- Nie rozumiem czemu mi nie powiedzieliście, przecież możecie mi zaufać – westchnęła. – Zgodziłabym się, żebyście pojechali. Czy aż tak dużo od was oczekuję?
- Moje słowa nie cofną czasu, ale mogę ci obiecać, że to więcej się nie powtórzy – zapewniła.
- Trzymam cię za słowo – powiedziała. – Najważniejsze, że Tess się nic nie stało.
Maya nigdy nie czuła się tak źle. Zawiodła Margaret i nadużyła jej zaufania. Czuła się z tym źle, a po tej rozmowie jeszcze gorzej, ponieważ widziała zawód w oczach opiekunki.
Wróciła do swojego pokoju. Wzięła prysznic  i położyła się spać. Dopiero kiedy położyła się do łóżka poczuła prawdziwe zmęczenie. Zasnęła w  mgnienia oku.

Rano wstała cała obolała. Bolały ją łydki, plecy i pupa. Wstała z wielkim wysiłkiem, nie tylko przez ból. Była siódma rano i musiała się wyszykować do szkoły.
Wygramoliła się z łóżka i poszła pod zimny prysznic, który o dziwo ją dobudził. Ubrała się w pierwsze lepsze, wygodne ciuchy. Przeczesała włosy i wyszła, nie zważając na wygląd czy śniadanie. Nie dzisiaj.
Postanowiła, że nie pójdzie na pierwszą lekcję. Nie uśmiechało jej się patrzeć na Pot-Mana, który co rusz unosił spocone ręce. Usiadła koło szafki i czekała na dzwonek. Na korytarzach był pusto. Po pięciu minutach przysiadł się do niej Harry, który wszedł przed chwilą do szkoły.
Maya oparła głowę o szafę i przechyliła głowę spoglądając na niego.
- Cześć – przywitał się.
- Cześć.
- Nie jesteś na lekcji? – zapytał.
- Jak widać – odparła. – Jakoś nie miałam siły doczłapać się do klasy.
Harry zaśmiał się i dopiero na nią spojrzał.
- Co mówiła Margaret? – spytała nie odrywając wzroku od niego.
- Że ją zawiedliśmy i że się tego po nas nie spodziewała. Pytała się o bójkę i wygłosiła kazanie na temat odpowiedzialności, bezpieczeństwa, naszej przyszłości i jeszcze paru rzeczach. – Odwrócił wzrok.
- Acham – mruknęła, czując, że chłopak nie chce drążyć tematu.
- Spotkamy się później? – spytał po dłuższej ciszy.
- Możemy – odpowiedziała, zanim pomyślała na co się godzi.
- No to jesteśmy umówieni.
Wstał z podłogi i na chwile jeszcze przed nią kucnął. Podparł się o jej kolana i pochylił się ku niej. Delikatnie ją pocałował, wstał i odszedł.


***

No i mamy kolejny rozdział. Przepraszam, że o tak późnej porze, bo już jest po północy, ale o takich godzinach najlepiej mi myśleć. Jest cicho i na spokojnie mogę dopracować rozdział. Za wszelkie błędy przepraszam. Jutro… dzisiaj przeczytam to jeszcze raz , wyłapię błędy i poprawię. Teraz kleją mi się oczy.  Mam nadzieję, że rozdział się podoba i do następnego, pewnie w czwartek cały, albo we wtorek część. Całuję i pozdrawiam! Dobranoc :*

+ Dziękuje za 10.000 wyświetleń! Jesteście wielcy! 

środa, 12 marca 2014

Poszukiwania

Tess stawiała kolejne kroki wzdłuż skraju dachu. Cały alkohol już z niej wyparował i w tym momencie czuła tylko przygnębienie, smutek i tęsknotę. Przede wszystkim tęsknotę.
Nuciła pod nosem piosenkę.

Czy chcesz, czy chcesz
Pod drzewem skryć się?
Tu zawisł ten, co troje zginęło z jego mocy.
Dziwnie już tutaj bywało,
Nie dziwniej więc by się stało,
Gdybyśmy się spotkali pod wisielców drzewem o północy.

- Zayn, poczekaj! – Molly krzyknęła ledwo nadążając za chłopakiem. – Zayn, mówię do cie… ! – Urwała w połowie zdania, gdy obcas jednego z butów utknął w dziurze w chodniku. – Cholera jasna! Zayn!
Malik przygryzł wargę, żeby nie zacząć krzyczeć. Policzył w duchu do dziesięciu i podszedł do dziewczyny, która siłowała się z butem.
- To nowe szpilki! – narzekała. – Kurwa mać!
Zayn stał spokojnie i bacznie przyglądał się Molly.
- Nie musisz przeklinać – upomniał ją. – To tylko buty – dodał coraz bardziej rozdrażniony.
- Tylko buty?! – obruszyła się. – Dałam za nie dwieście dolców!
- Nieważne – burknął zrezygnowany i ruszył dalej w poszukiwaniu Tess, zostawiając Molly z butem utkniętym w dziurze.
- Zayn, a ty dokąd?! – krzyknęła. – Wracaj! Zayn!
Ale on już nie słuchał.

- Niektóre sprawy trochę wyolbrzymiłem – powiedział ze spokojem Harry.
Maya popatrzyła na niego z zainteresowaniem.
- To znaczy?
- Teraz ci nie powiem – poinformował lekko się uśmiechając.
- Czemu? – dopytywała rozczarowana.
- Bo przestałbym być taki tajemniczy – zaśmiał się. – Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
- Z pewnością.

Czy chcesz, czy chcesz
Pod drzewem skryć się?
Choć trup ze mnie już, uwolnię cię od przemocy.
Dziwnie już tutaj bywało,
Nie dziwniej więc by się stało,
Gdybyśmy się spotkali pod wisielców drzewem o północy.

- Nie mam już siły, a na dodatek jestem głodny – narzekał Niall człapiąc się za Liamem i Rufusem. – Może zatrzymajmy się na chwilę w jakiejś knajpce, co chłopaki?
- Dawno nie było tak interesująco, co? – zagadnął Rufus Liama, zupełnie nie zwracając sobie głowy Niallem, który od dobrej godziny nawijał o jedzeniu.
- A żebyś wiedział. Jest już dobrze po trzeciej, a my nadal nie możemy jej znaleźć. Ciekawe, gdzie się schowała.
- Jakąś pizzę bym zjadł, albo frytki… frytki. Tak, to dobry pomysł…
- I ciekawe jak inni sobie radzą. – Rufus rozejrzał się dookoła z nadzieją, że coś zobaczy. Na marne.
Okolica była opustoszała. Wszyscy mieszkańcy już spali. Chłopaki szli przez park, a następnie wzdłuż przystani, lecz nigdzie nie było śladu Tess.
- No i ciekawe o co Conor z Harrym się pobili – zagadnął Liam.
- Albo paluszki solone…. Jejku, ale mi burczy w brzuchu…
- Wyglądało poważnie – odparł Rufus. – I zdziwiło mnie, że Maya wparowała w środek bójki. Przecież mogła oberwać.
- A no mogła.
- I jeszcze jedno. - Rufus się zatrzymał i spojrzał na Nialla. - Musimy coś z nim zrobić.
- Tak. Nakarmić mnie musicie.

- Opowiedz mi jakąś historię – zaproponowała wchodząc na kłodę drzewa na brzegu jeziora.
Harry podaj jej dłoń, aby nie straciła równowagi, co wydało się Mayi wyjątkowo urocze.
Zastanowił się przez chwilę wyszukując w myślach radosnych wspomnień.
- Kiedy miałem może jakieś dziewięć lat, wymknąłem się z sierocińca i przyszedłem tutaj – zaczął niepewnie. – Pamiętam jak było ciemno… Po drugiej stronie jeziora jest ławka. Usiadłem na niej i przez kilka godzin wpatrywałem się w nieruchome jezioro, w księżyc i w gwiazdy. Było od groma gwiazd…. Pięknie to wyglądało.
Zamilkł. Na jego twarzy spoczywał delikatny uśmiech.
Przez dłuższą chwilę szli w ciszy. Maya, żeby przerwać milczenie pchnęła go w stronę wody, prze co zamoczył spodnie do kolan. Zaśmiali się wspólnie.
- No i się doigrałaś – zaśmiał się radośnie i wziął Mayę na ręce.
- Harry!
- Co jest kotek? – spytał szczerząc się od ucha do ucha.
- Postaw mnie z powrotem na ziemię! – rozkazała.
- A co będę z tego miał?
- Nic!
- No to przykro mi bardzo – zaśmiał się.
Wszedł po kolana do wody i jednym, zwinnym ruchem wrzucił Mayę do jeziora. Dziewczyna rąbnęła pupą o dno i przy okazji ochlapała Harrego. Zaśmiała się pod nosem i spojrzała na chłopaka.
- Ależ ty nonszalancki.
Harry zaśmiał się i usiadł w wodzie obok niej.
- Boję się, że Tess sobie coś zrobi – powiedziała w końcu.
- Niepotrzebnie – zapewnił. – To silna dziewczyna. Musi po prostu sobie parę rzeczy poukładać, a najlepiej myśli się w osamotnieniu.
- Myślisz?
Harry kiwnął głową.
- Wracajmy może już do samochodu. Może już ją znaleźli – zaproponował.
Wstali z wody i ruszyli w powolną drogę do samochodu. Po dwudziestu minutach marszu Harry wziął Mayę na barana, gdy ta coraz częściej narzekała na bolące nogi.
Na miejsce dotarli po pół godzinie. Przy samochodzie czekał już Conor z poobijaną i zakrwawioną twarzą. I kiedy Maya spojrzała na niego, dopiero wtedy przypomniała sobie o bójce, która całkowicie wypadła jej z głowy.
Conor spojrzał na nich ze złością. Maya ostatnio go nie poznawała. Na początku był pogodny, radosny i godny zaufania. A teraz? Co na niego wpłynęło, że tak bardzo się zmienił?  Coraz bardziej go nie lubiła i chyba z wzajemnością, bo to w jaki sposób Conor na nich patrzył z pewnością nie był przyjazny.
Na krawężniku siedziała także Molly. Miała bose stopy. Obok niej leżały szpilki, ale jeden z butów nie miał obcasa. Dziewczyna dzióbała nim ziemię, nie zwracając uwagi na otocznie.
Dalej siedział Niall, który sądząc po papierkach wokoło , musiał już pochłonąć posiłek za trzech. Potem Liam i Rufus, którzy podeszli do Mayi i Harrego, gdy ta stanęła na własne nogi.
- Nic?
- Nic a nic – mruknął zrezygnowany Liam.
- A gdzie Malik? – spytał.
- Niech on się tu tylko pojawi! – warknęła Molly. - Ja mu pokarzę! 
- Och, zamknij się! – powiedzieli wszyscy zgodzie prócz Mayi i Stylesa.
- Mamy już dość twojego marudzenia – dodał Rufus.
Harry zrobił zdziwioną minę. 
- Zayn się w ogóle nie pojawił, nie wiemy gdzie jest – odpowiedział Liam.
- Oby się znaleźli.

Czy chcesz, czy chcesz
Pod drzewem skryć się?
To tu do mnie miałaś zbiec, żeby uniknąć przemocy.
Dziwnie już tutaj bywało, nie dziwniej więc by się stało,
Gdybyśmy się spotkali pod wisielców drzewem o północy.

- Myślałem, że cie nigdy nie znajdę – mruknął Zayn spoglądając na Tess, która stąpała na skraju dachu.
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła się delikatnie.

Czy chcesz, czy chcesz
Pod drzewem skryć się też?
W naszyjniku ze sznura u boku mego nie czekaj pomocy.
Dziwnie już tutaj bywało,
Nie dziwniej więc by się stało,
Gdybyśmy się spotkali pod wisielców drzewem o północy.

- Dużo dzisiaj myślałam – zaczęła, gdy skończyła nucić piosenkę.
- Porozmawiajmy o tym, ale najpierw podejdź do mnie – odparł nerwowo.
- Na imprezie z początku się bawiłam… śmiałam… – mówiła melancholijnie, nie zwracając uwagi na prośbę chłopaka.  – A potem zobaczyłam cię z Molly. – Zrobiła dwa kroki w przód. – Nie zrozum mnie źle…. Nie mam do ciebie wyrzutów, nie jestem zła. Już nie…
- Tess, proszę…
- … nie chcę robić z siebie ofiary i wiecznie zdołowanej Tess. Nie jestem taka. – Dwa kroki w tył. – W sumie to dobrze, że nie  ma już nas…
- Tess..
- Tylko jedna rzecz tak naprawdę mnie zasmuciła – zaśmiała się nerwowo. – Że nigdy tak naprawdę mnie nie znałeś. – Stanęła na samej krawędzi, tak, że najmniejszy podmuch mógłby ją pchnąć w dół. Zayn momentalnie drgnął i zrobił krok w przód.
  Proszę, nie...
– Widzisz? – zaśmiała się. – Gdybyś naprawdę mnie znał, to wiedziałbyś, że nie skoczę.
Oddaliła się od krawędzi i ruszyła w stronę drzwi prowadzących na dół, mijając zszokowanego chłopaka, który nie wiedział zupełnie jak ma zareagować. Nie pierwszy raz.

***

Witojcie!  Późno, bo późno, ale jest…
W rozdziale użyłam piosenki Drzewo Wisielców z Kosogłosa Suzanne Collins, ponieważ niedawno skończyłam czytać książkę a piosenka przypadła mi bardzo do gustu i postanowiłam ją wykorzystać.
Wpadłam na pewien pomysł, aby pisać rozdziały w dwóch częściach. A mianowicie będę robić tak, że część opublikuję jednego dnia, a dokończenie na następny dzień, a całość będzie jako jeden rozdział. Wydaje mi się, że ten pomysł jest dobry, bo będę publikować częściej… Co 2-3 dni będzie cały nowy rozdział. I wy będziecie zadowoleni, bo będzie co czytać i ja będę zadowolona bo będę częściej publikować i będę miała więcej czasu.  Co o tym myślicie? Mam nadzieję, że pomysł przypadnie wam do gustu…. No i dokończenie tego rozdziału pojawi się jutro wieczorem.Całuję!
*** No i jest dokończenie :) Mam nadzieję, że przypadło Wam do gustu. Kolejny rozdział w sobotę lub niedzielę. Dodam w całości, bo będę miała czas na opracowanie go. Buźka :*

sobota, 8 marca 2014

Oderwanie od rzeczywistości

Przeczytaj notkę na końcu rozdziału.



- Chubby bunny – wykrztusił niezrozumiale Niall z buzią pełną pianek.
Rufus zaczął się śmiać i zasłonił usta dłonią. Niall wskazał na paczkę pianek, więc chłopak sięgną po kolejną. Wsuną przysmak do buzi nadal powstrzymując się od wyplucia wszystkiego. Mruknął coś pod nosem co miało brzmieć jak Chubby bunny. Niall wyszczerzył się w uśmiechu i wziął kolejną piankę. I wtedy Rufus nie wytrzymał. Zaczął się śmiać i wszystkie, wcześniej wepchnięte pianki wypluł.
- Wygrałem! – wykrzyknął uradowany Niall, gdy wypluł już wszystkie pianki.
- Jesteś niemożliwy.

Maya szła za Harrym krok w krok. Przeszli długą uliczkę, przeszli park, aż w końcu Harry zatrzymał się przed budynkiem z czerwonej cegły. Dziewczyna schowała się za samochodem i przyglądała mu się ostrożnie. Nie była pewna czy powinna go podglądać, ale ciekawość wygrała.
Rodzinny Dom Dziecka im. Emmy Karlston. Ten napis widniał nad potężnymi drzwiami sierocińca. Chłopak przyjrzał się ostatni raz i wszedł do środka z torbami wypchanymi po brzegi.
Maya ponownie się zawahała, ale kiedy usłyszała uradowane krzyki, nie mogła się powstrzymać. Weszła do środka.
Znalazła się w podłużnym korytarzu, który kończył się podwójnymi, przeszklonymi drzwiami. Na prawo były schody, a na lewo inne drzwi. Śmiechy dochodziły z końca korytarza.
Maya powoli ruszyła w tamtą stronę.  Czuła się jak włamywacz, ale to ją nie powstrzymało. Stanęła przy drzwiach i wyjrzała.
Gdzie nie spojrzała, widziała roześmiane dzieci, bawiące się na placu ogrodzonym płotem. Była tam zjeżdżalnia, huśtawki, piaskownica. A na karuzeli siedział Harry, wokół niego grupka dzieci i dwie starsze kobiety. Torby, które wcześniej Mayę zaintrygowały, teraz były puste. Każda dziewczynka ganiała z jakąś lalą czy misiem, z kolei chłopcy bawili się ciężarówkami  i samochodzikami, które Harry im podarował.
Nagle chłopak podniósł głowę i napotkał wzrokiem Mayę. Rozchylił lekko usta ze zdziwienia. Ona natomiast zareagowała natychmiastowo. Odwróciła się i pospieszyła do drzwi.
- Zaczekaj  - usłyszała jego głos w momencie kiedy miała przekroczyć próg. Znieruchomiała z ręką na framudze.
Odwróciła się niepewnie, ale nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy. O dziwo nie był wściekły, czego Maya się spodziewała. Był zaskoczony, a na jego twarzy widniał delikatny uśmiech.
- Chcesz się przyłączyć do zabawy? – spytał.
- Nie wiem czy powinnam – odparła cicho.
- Proszę.
Tyle wystarczyło. Spojrzała w jego oczy i jedno słowo wystarczyło, żeby się zgodzić. Co się ze mną dzieje?, pomyślała.
Harry miał wspaniały kontakt z dzieciakami, a zwłaszcza z pięcioletnią dziewczynką, która nie odstępowała go na krok. Bawił się z nią w chowanego i w berka. Dziewczynka go uwielbiała i zawsze kiedy miała możliwość bawiła się jego włosami, a zwłaszcza kiedy była u niego na baranach.
A potem wszyscy razem siedli w kółko. Harry wziął od dyrektorki Domu Dziecka gitarę i zaczął śpiewać. Delikatnie i z pasją. A Maya przyglądała mu się w skupieniu i zastanawiała się, gdzie na co dzień chowa się ten chłopak.

- To koniec.
Tess siedziała naprzeciwko Zayna w małej i przytulnej kawiarni. Wpatrywała się w jego oczy, a po jej policzkach spływały łzy. Jedna za drugą.
- Nie mam już siły, a myśl, że jesteś jej mnie zabija – wykrztusiła z bólem. – Kocham cię najbardziej na świecie… - Przetarła wierzchem dłoni łzy i zwiesiła głowę. – Ja tak dalej nie mogę.
Pociągnęła nosem i wstała od stolika.
- Przepraszam – szepnęła i wyszła z kawiarni, z oczyma opuchniętymi od łez.
Zayn wpatrywał się w drzwi, w których zniknęła przed chwilą Tess. Nie wiedział co powiedzieć, co zrobić. Czuł się jak sparaliżowany. Właśnie wypuścił jedyną osobę, która w pełni go rozumiała i akceptowała. Wypuścił osobę, którą kocha. I nic tym nie zrobił.

Miejscem, gdzie wszyscy miele się spotkać okazała się lodziarnia, która znajdowała się dwie przecznice od miejsca, gdzie zaparkowali samochód.
Maya wraz Harrym powoli szli w tamtą stronę.
- Przepraszam, nie powinnam tam wchodzić.
- Nie masz za co przepraszać – odpowiedział. – W sumie cieszę się, że mnie śledziłaś. – Zaśmiał się.
- Nie śledziłam cię – zaprzeczyła czerwieniąc się jak burak. – No, może trochę… - dodała lekko się śmiejąc.
Doszli do lodziarni przed czasem. Nikogo jeszcze nie było, więc kupili lody i usiedli przy stoliku.
- Praktycznie przez dziesięć lat mieszkałem w tym domu dziecka – zaczął niepewnie. – Moja matka nie była wstanie się mną opiekować, więc oddała mnie do domu dziecka, kiedy miałem pięć lat – zaśmiał się. – Wyobraź sobie pięciolatka, który musi odnaleźć się z dnia na dzień w innym otoczeniu… pamiętam jak czekałem, aż po mnie wróci, ale nigdy nie wróciła.
- Moja mama też od nas odeszła. Nawet jej nie pamiętam – zaczęła. – Ojciec mówił, że zawsze śpiewała mi do snu…. Nie wiem czemu odeszła i nie chcę tego wiedzieć.
Po chwili do nich dołączyła Tess. Maya od razu wiedziała, że coś złego się wydarzyło. Rudowłosa była przybita i rozkojarzona. Zamówiła lody i usiadła przy osobnym stoliku z zawieszoną głową. Zaraz za nią przyszli Niall z Rufusem i dosiedli się do Mayi i Harrego. Śmiali się i żartowali. Zagadywali każdą dziewczynę, która przechodziła obok. Potem przyszedł Liam z Conorem, a za nimi Molly, która usiadła przy osobnym stoliku. Na samym końcu przyszedł Zayn. Spojrzał na Tess ze smutkiem i usiadł koło swojej dziewczyny. Maya od razu wyczuła napięcie między Malikiem a Tess.
- To do Volcano ? – zapytał Rufus, który skończył wycierać bluzkę ubrudzoną lodem.
- Nie mamy tam wstępu po ostatniej bójce – odparł Harry beznamiętnie.
- Karma? – podpowiedział Niall.
I decyzja została podjęta. Wszyscy wstali od stolików i ruszyli do wyjścia. Nagle Molly podeszła do Mayi.
- Tak masz zamiar iść do klubu? – zapytała wrednie taksując ją od góry do dołu.
Maya nie zdążyła nic odpowiedzieć. Molly podbiegłą do Zayna i zarzuciła mu ręce na szyi.
- O co jej chodzi? – Podeszła do Tess.
- Nie wiem.
- Aż tak źle wyglądam? – Spojrzała na swoje ciuchy. – Wpadniemy do jakiegoś sklepu?
- Możemy.

Maya w pięć minut wybrała czerwoną sukienkę. Szybko się przebrała, aby nie opóźniać wyjścia do klubu. Wcześniejsze ciuchy wraz z fototapetą wrzuciła pośpiesznie do samochodu i wraz z Tess dołączyła do reszty.
- Pięknie wyglądasz – powiedział Harry, gdy wchodzili do lokalu.
Dziewczyna się zarumieniła i poszła dalej.
W środku było huczno i gwarno. Wszędzie byli roztańczeni i podpici ludzie. Lokal oświetlały kolorowe lampy, które co rusz błyskały w inne miejsce. Na środku był duży parkiet, a po lewej bar, do którego się skierowali. Cała grupa wypiła po kolejce i ruszyła na parkiet się wyszaleć.
Maya rozpuściła włosy i dała się ponieść melodii. Uniosła ręce do góry i co rusz zmieniała partnerów. Z Tess wyśpiewywały tekst piosenki, a potem podeszły do baru. Wypiły kilka kolejek.
- Zatańczymy? – usłyszała znajomy głos za sobą.
Odwróciła się spojrzała na Harrego i po chwili dała się porwać do tańca.
Byli bardzo zgrani, jakby taniec był wpisany w ich geny. Świetnie się ze sobą czuli. Po chwili przybył Rufus i odbił Mayę Harryemu. Zaśmiała się dziewczęco i zaczęła podskakiwać i wirować w rytm muzyki. Alkohol dawał się we znaki, ale jej to nie przeszkadzało. Czuła się świetnie. Od dawna tak dobrze się nie bawiła.
Kiedy skończyła się piosenka i miała zamiar wyjść na zewnątrz i odetchnąć świeżym powietrzem, na środku parkietu zrobiło się zamieszanie. Muzyka dalej grała, ale dało się usłyszeć czyjeś krzyki. Zebrała się spora grupka, która coś wykrzykiwała.
Zaintrygowana podeszła, aby zobaczyć co się dzieje.
Dostrzegła dwóch chłopaków, którzy się bili. Po chwili zorientowała się, że to Conor z Harrym się szarpią. Harry się zamachnął i uderzył przeciwnika pięścią w twarz. Ten się zachwiał, ale natarł z całą siłą na loczka i uderzył go w brzuch, powalając przy okazji na ziemię. Zaczęli się szamotać.
Maya zaczęła przeciskać się przez tłum. Chwyciła Conora za barki chcąc go odciągnąć, lecz ten ją odepchnął, przez co straciła równowagę i upadła na ziemię. Harry przewrócił chłopaka na ziemię i ponownie chciał go uderzyć, lecz ten w ostatniej chwili zrobił unik. Styles ponowił próbę i tym razem trafił. Z nosa Conora trysnęła krew, lecz to go bardziej rozjuszyło. Pośpiesznie wstał i miał zamiar wymierzyć Harryemu kopniaka w brzuch, ale Maya w porę wstała, szarpnęła go za włosy, odciągając do tyłu.
- Przestańcie! – krzyczała. – Dość! Już wystarczy!
Conor odwrócił się i miał zamiar uderzyć tę osobę która go odciągnęła, ale kiedy zorientował się że to Maya, opuścił rękę.
- Dosyć! – krzyknęła jeszcze raz i dopiero teraz uświadomiła sobie, że płacze.
Puściła włosy Conora i podbiegła do Harrego i pomogła mu wstać. Z jego wargi i brwi płynęła krew. Zarzuciła sobie jego ręka na ramie i wyprowadziła go na zewnątrz.
Kiedy byli na świeżym powietrzu Maya go pościła i zaczęła krążyć, aż w końcu usiadła na krawężniku pod klubem. Nadal była cała roztrzęsiona. Nadal do niej nie dochodziło, co właściwie się stało.
Harry usiadł obok niej i przez dłuższą chwilę w ciszy wpatrywali się w przejeżdżające samochody.
- Co wam obiło? – spytała gniewnie.
- Mnie się nie pytaj. To on zaczął – odpowiedział i przetarł bluzką ranę na wardze.
- Widzieliście Tess? – usłyszeli zaniepokojony głos Zayna.
 Maya się odwróciła.
- Nie. Pewnie jest w klubie – odparła.
- Od pół godziny jej szukam i nie mogę jej znaleźć – odparł, a w jego głosie dało się wyczuć niepokój.
- Uspokój się. Pewnie zaraz się pojawi – zagwarantował Harry nie odrywając bluzki od wargi.
Maya przez chwilę się zastanowiła. Zayn był cały roztrzęsiony, a Tess odkąd spotkali się przy lodziarni była przybita i prawie w ogóle się nie odzywała. Poza tym od dłuższego czasu jej nie widziała.
- Poszukamy jej – zapewniła i weszli z powrotem do klubu.
Przeszukali cały lokal, ale nie było ani śladu Tess.
- To koniec – powiedział Zayn cicho do Mayi. – Dzisiaj ze mną skończyła. Skończyła z nami… Wiem, że o nas wiesz – westchnął. – Boję się o nią…
Wszyscy zebrali się na zewnątrz.
- Rozdzielmy się – zaproponował Niall. – Molly i Zayn idźcie w stronę samochodu. Możliwe, że jest w środku, albo w okolicy. Harry i Maya wy idźcie nad jezioro…
Maya dalej nie słuchała. Ruszyła pośpiesznie za Harrym. Strasznie się martwiła o Tess. Bała się, że może sobie coś zrobić. Karciła się w duchu, że nic nie zrobiła, mimo, że zauważyła, że coś jest nie tak. Jaka z niej przyjaciółka, skoro nie wspierała Tess kiedy tego potrzebowała.
I do tego Harry. Nie uśmiecha się jej, że będzie wraz z nim włóczyć się po nocy. Nie chciała się upierać i kłócić, bo nie chodzi tu teraz o nią. Teraz najważniejsza jest Tess.
- Wszystko co mi wtedy powiedziałeś było prawdą? - zapytała, bo to pytanie nie dawało jej spokoju od dłuższego czasu. - Wtedy pod drzewem.
Szedł chwilę w cisze, aż w końcu się zatrzymał i spojrzał na nią.
- Chcesz znać prawdę?
Zawahała się.
- Tak.




To nie przez brak weny nie dodawałam rozdziałów. To przez całkowitą pustkę. Wiele razy próbowałam siąść i coś napisać. Cokolwiek, ale po prostu nie mogłam. Przez pewien okres wszystko mnie przytłaczało i nie miałam na nic ochoty i siły. Miałam tylko chęć się gdzieś schować. Gdziekolwiek. Macie czasem ochotę wziąć się spakować i wyjechać, gdzieś gdzie nikt was nie znajdzie? Ja tak teraz mam. Wiem, że źle zrobiłam, że nie dałam wam znaku życia. Zero informacji w związku z opowiadaniem. Wpadłam w dołek i się z niego teraz wygrzebuję. Wiem, że przeprosiny to za mało, ale mimo wszystko mam nadzieję, że mi przebaczycie. Kocham Was.
+ W komentarzu pod postem pisałam, że rozdział pojawi się dzisiaj. Niestety muszę przełożyć go na jutrzejszy wieczór. Muszę nadrobić w szkole, a jutro mam poprawę, na którą muszę się nauczyć. Przepraszam i do jutra.